Bbabo NET

Kultura Wiadomości

Rosja – Czas zatrzymania

Rosja (bbabo.net), - Pewnego dnia w sierpniu pojechaliśmy z moim synem w wieku szkolnym na wycieczkę. Wyszliśmy z pensjonatu we wsi Michajłowski w górach Puszkina i pojechaliśmy do Trigorskoje.

Musieliśmy iść wydeptaną ścieżką do posiadłości, minąć sady jabłkowe, dom Puszkinów, dom niani i wyjść na rozległy obszar pola, który z prawej strony graniczy z rzeką Sorot i jeziorem Malenets z prawej. lewo. Szliśmy ścieżką prowadzącą na skraj lasu, a stamtąd na sam brzeg jeziora, tak że po jej okrążeniu znaleźliśmy się na rozwidleniu dróg. Z tych dwóch potrzebowaliśmy tego prawego, które ostro wjeżdża na szczyt zalesionego wzgórza, a potem powoli spływa do jego podnóża i wreszcie zamarza przy płocie z wikliny z napisem „Na wzgórze Savkina”. No cóż, oczywiście pognaliśmy ścieżką do kaplicy na szczycie wzgórza Sakina, aby stamtąd, jak zawsze, tchnąć w siebie wspaniały rosyjski pejzaż, stać przez pięć minut bez zastanowienia i wrócić do wsi Savkino. Tutaj mieliśmy odcinek dość nudnej i żmudnej ścieżki wzdłuż pobocza autostrady ze skrzyżowaniem do Ługówki i szlabanem parkingowym, a dalej monotonną drogą z powolnym podjazdem do starej osady Woronicz, skąd majątek Trigorskoje był już widoczny.

Tuż przed Voronichem zrezygnowałem: „Odpocznijmy trochę”, zaproponowałem mojemu synowi. W milczeniu skinął głową i odwrócił głowę, szukając miejsca, w którym mógłby usiąść. Nie znaleźliśmy nic poza zwykłym przystankiem autobusowym i udaliśmy się do tej niepozornej budowli architektonicznej. W środku było zatęchło, ale była betonowa ławka, na której całkiem dobrze zmieściliśmy się we dwoje.

Otarłem pot z czoła, syn zdjął czapkę bejsbolową i zaczął strzepnąć zabłąkaną osę. W końcu udało mu się wydostać szkodliwego owada z przystanku i spokojnie mogliśmy patrzeć na to, co było tuż przed nami.

Chmury jasnej białej bawełny były przyklejone do jasnoniebieskiego płótna nieba i stały nieruchomo. Wiatr uspokoił się i zasnął. Nasz wrażliwy słuch nie rozróżniał dźwięków: panowała wysoka cisza.

Lekko go przytuliłem i szeptem rozkazałem: „Widzisz, jak tu cicho? Bądź cicho i słuchaj. Na pewno usłyszysz, jak mija czas…”. Syn ucichł i razem przez kilka sekund byliśmy skamieniali. "Cóż", zapytałem go później, "czy słyszałeś, która jest godzina?" Pokiwał głową. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, potem on zdecydowanie wstał i zeszliśmy niziną do drewnianych schodów prowadzących do Parku Trigorskiego.

... Minęło prawie pół roku. A teraz, podczas świąt noworocznych, znów trafiliśmy do Michajłowskiego. Po dwóch dniach w końcu usłyszałem od niego to, czego potajemnie spodziewałem się usłyszeć. Wieczorem przy kolacji śmiało powiedział: „Jutro rano idziemy na przystanek autobusowy”. "Który inny przystanek?" Udawałem, że nie rozumiem. – Aby zatrzymać czas – wyjaśnił. Dobrze powiedziane, pomyślałem. Osiągnąć taki przystanek - bez wysiłku nie szkoda.

Następnego ranka przejechaliśmy tą samą sierpniową trasą. Dojechaliśmy do Savkino, potem do Voronich i zobaczyliśmy, że nasz czas się zatrzymał. Przyspieszył kroku, poszedłem za nim.

Syn zamilkł i razem zamarliśmy. „Cóż, jak – zapytałem go później – słyszałeś, która jest godzina?” Skinął głową

Jak zawsze na przystanku nie było nikogo. Myślałem, że to grzech, że autobus jeździ tu raz na sto lat (chyba tak powinno być na przystankach Time). Usiedliśmy na oblodzonej ławce i patrzyliśmy przed siebie...

Z rzeczowym sykiem, jeden po drugim, minęło nas pięć samochodów - w kierunku wsi. Kilka sekund później podobna kawalkada udała się do Trigorskoye z Bugrova. Także przeszła nas. Czekaliśmy. Wiatr szumiał w szczelinach postoju, mokre płatki śniegu, jak białe osy, zaatakowały nasze schronienie. Na dodatek z odległej wioski Zimari słychać było piłę łańcuchową: tak przygotowano stos drewna na zimę. Pięć minut później w milczeniu wstaliśmy z lodowej ławki i opuściliśmy to miejsce. Czas nie zaszczycił nas swoją obecnością.

Pod koniec dnia, prawie o zmierzchu, dotarliśmy do Michajłowskiego, wspięliśmy się na wzgórze, odśnieżyliśmy ławkę przed dworskimi budynkami, usiedliśmy na odpoczynek. Otarłem pot z czoła, syn zaczął lepić śnieżki, sięgnąłem do plecaka po aparat… gdy nagle złapał mnie za rękę i uporządkowanym tonem powiedział: „Cicho, tato!” Natychmiast zrozumiałem, co miał na myśli i zamarłem.

Tuż przed nami rozciągała się ogromna przestrzeń śniegu: po lewej stronie widać było brzeg Malenets, po prawej lasek sosnowy, dalej mogliśmy odgadnąć ośnieżone kontury wzgórza Savkina z odpowiednią kapliczką, zakole Soroti poszedł prosto do drewnianego młyna, cichego na jego brzegu. Rzadkie płatki śniegu zawisły w nieruchomym, mroźnym powietrzu, krajobraz zamarł jak kartka świąteczna.

Siedziałem, starając się nie odstraszyć tego rzadkiego szczęścia – szumu czasu. Co czuł w tych sekundach mój syn – nie wiem, ale jestem prawie pewien: to samo. Jednak najważniejsze w naszym prostym doświadczeniu było to, że oboje pamiętaliśmy ten sierpień, co dało nam to rzadkie uczucie. Albowiem, jak zauważył wielki poeta, „czas w obliczu pamięci dowiaduje się o swoim braku praw”.

Rosja – Czas zatrzymania