Bbabo NET

Kultura Wiadomości

Artyści stworzyli ruchome terytorium sztuki

Miasto Ustinov to najbardziej niezwykłe terytorium w historii geografii światowej. A wszystko dlatego, że to miasto nie ma konkretnego odniesienia do miejsca, nie ma burmistrza, infrastruktury ani innych cech charakterystycznych dla osady. To obszar sztuki, na którym mieszka dwóch artystów, którzy publicznie nie wymieniają swoich nazwisk. Kirill i Natasza nazwali swoją grupę artystyczną po mieście, w którym się urodzili i które trwało tylko 900 dni. W 1987 roku Ustinov powrócił do swojej dawnej nazwy - Iżewsk. Ale od 10 lat zaginione miasto istnieje w innym formacie – kulturowym. Mikroterytorium Miasto Ustinov tworzy małe prace - zwykłe kamyki, ziarenka piasku i gałązki zamieniają w nieoczekiwane prace. Rozmawiamy z jednym z artystów-rezydentów mikroterytorium - Cyrylem.

Dzieła Miasta Ustinova są jak medytacja. Idziesz do gabloty muzealnej, a tam są małe ziarenka piasku, muszle, monety, kawałki papieru, które możesz zebrać w swój obraz świata pęsetą. Może to być śmieszna twarz lub cały wiersz w nieznanym języku. Możesz przypadkowo natknąć się na eksponaty Ustin w mieście, nagle odkrywając wielobarwny minerał z tajemniczymi wzorami w murze domu. Miasto Ustinov zaprasza widza do rekonfiguracji optyki: do nauki patrzenia i dostrzegania nieoczywistych, odkrywania nowych światów.

- Czy trudno jest być całym miastem, zwłaszcza jeśli składa się ono z dwóch osób? Czym jest dla Ciebie miasto Ustinov poza pieczątką w paszporcie?

– Miasto Ustinov jako grupa artystyczna istniało znacznie dłużej niż miasto Ustinov istniało historycznie. Iżewsk został przemianowany w 1984 roku i nosił tę nazwę od 2,5 roku, a nasza grupa istnieje od ponad 10 lat. Za pomocą tej nazwy ukształtowaliśmy postawę wobec otaczającego świata, a poprzez tę postawę – pewne terytorium. Teraz, 10 lat po utworzeniu grupy artystycznej, zmieniliśmy nazwę na „mikroterytorium”. Jest praktyka artystyczna i otaczający ją krajobraz, są ludzie - mieszkańcy miasta Ustinov, jego mieszkańcy - nasi podobnie myślący ludzie i przyjaciele. Początkowo tworzyliśmy sztukę dla siebie, ale „uderzyliśmy” wiele osób. Teraz są ich tysiące. Warunkowym formatem „mikro” jest dla nas światopogląd i język. Z małych rzeczy można zbudować cały świat.

- Jak zaczęło się twoje mikroterytorium?

- Od zera. Było poczucie wewnętrznej otchłani, którą chciałem wypełnić. Wynosiliśmy artefakty - kawałki materiału, ziarnka piasku, kamyki - na ulicę, nie nazywając ich dziełami sztuki, i pokazywaliśmy je przypadkowym przechodniom na dłoni lub na tablecie. Ludzie na ulicy postrzegali nas jako komiwojażerów, ale byli zainteresowani. Z tej praktyki powstało pragnienie nie tylko tworzenia obiektów artystycznych, ale przekształcenia ich w instalacje-warsztaty i wystawy-laboratoria. Doszliśmy więc do indywidualnego języka, który może stać się publiczny. Mamy wirtualną mapę pokazującą, jak porusza się Miasto Ustinov. To poruszające się miasto. Istnieje w wielu miejscach jednocześnie. Znajduje się tam, gdzie były nasze wystawy, gdzie są ludzie o podobnych poglądach, przyjaciele, nasze prace.

- W Zurychu wystawiłeś kawałek?

Tak, z wyjątkiem żartów. Od czterech lat z rzędu uczestniczymy w rezydencjach i wystawach w Zurychu. Teraz jest dla nas jak Perm czy Niżny Nowogród - nasz własny. Każde wydarzenie pozostawia ślad na mapie miasta Ustinov.

Chcesz zrobić coś wielkiego? Format makr?

– Było kilka precedensów. W 2019 roku zrobiliśmy wystawę, która zajęła 1300 mkw. m. Wymagało to ekstrapolacji naszej praktyki – skalowania pomysłu i zrozumienia. Niedawny projekt w Nowosybirsku zatytułowany „Co jeszcze się nie wydarzyło” zajął całe piętro i zaangażowało ponad 100 autorów.

– Pracujesz z naturalnymi materiałami. Na przykład istnieje projekt „Earth Muzem”, a „muzem” w tłumaczeniu z Udmurtu oznacza „ziemia”. Czym jest dla ciebie gleba w sensie metaforycznym?

– Zrobiliśmy wiele wystaw związanych z korzeniami i od korzeni jako takich. Chodzi o rozszerzanie się systemu korzeniowego, poszukiwanie pożywki, odpowiedź. Korzenie to proces tworzenia gleby. Korzenie obumierają i gniją w glebie. Te połączenia tworzą dla nas Duck City. To my. Podzieliliśmy się na wiele kontaktów.

- Jesteś już dość znanym zespołem i możesz, jeśli chcesz, przenieść się do Moskwy lub gdzie indziej. Czy ważne jest, aby pozostać w swojej ojczyźnie?

– Centrum i peryferie to inna dynamika istnienia, inny rytm. Peryferia są bliżej nas. Ale nie jesteśmy zakładnikami lokalności. Na przykład współpracujemy z wioską Sep, 100 km od Iżewska, gdzie okoliczni mieszkańcy otworzyli Muzeum Ludowe Zaginionych Wsi, gdzie zachowana jest pamięć zbiorowa. Odbudowano tam klub, warsztat dla dzieci, przestrzeń coworkingową, pojawiło się studio nagrań, przyjechali artyści i muzycy. Kurator Aleksander Juminow od wielu lat jest związany ze sceną elektroniczną Iżewska, a teraz współpracuje z tą wioską. Kiedy tam idziemy, dajemy impuls, ale sami czerpiemy potężny pokarm z ich historii.

- W jakich jeszcze niezwykłych miejscach wystawiałeś?– Obecnie pracujemy nad projektem Muzeum z dostawą. Oferujemy wypożyczenie dzieła - zestawu materiałów lub pomysłów na stworzenie wystawy lub muzeum w dowolnym miejscu. Mogą to być znane i najbardziej nieprzewidywalne lokalizacje. To włączenie sztuki w codzienność, w naturalny proces życia poszerza się terytorium sztuki. Możesz mieć artefakty i wymieniać je na coś własnego. Człowiek zaczyna konstruować własny mikrokosmos. Ostatnio z Nowosybirskim Centrum Kultury KC 19 testowaliśmy format zdalny, ale początkowo „Muzeum z dostawą” istnieje w formie spotkań. Interesuje nas bezpośredni kontakt i to, jak ludzie będą umieszczać nasze artefakty - nazywamy to architekturą relacji.

- To znaczy dajesz każdemu, kto chce poczuć się artystą.

– To jest postrzegane jako gra. Istnieje terytorium sztuki i istnieje terytorium warunkowo „prywatne”. Tutaj osobisty stosunek do pracy jest często silniejszy niż w formacie wystawienniczym. Jeśli mówimy o pojęciu terytorium – o kryteriach „blisko – daleko” – wtedy robimy daleko blisko.

- Najzwyklejszy kubek, z którego na co dzień pijesz kawę, jest bardziej osobisty dla osoby niż obraz wielkiego artysty. Ale czy z tego staje się dziełem sztuki?

– To zależy od twoich własnych wytycznych.

- Czyli każda osoba sama decyduje, co nadać status dziełu sztuki?

- Tak. I to jest aksjomat. Możemy docenić Shishkina, lub możemy dowiedzieć się, co było ważne w jego życiu i jak jego życie zostało zorganizowane. A może to być bardziej skomplikowane i ciekawsze niż to, co dzieje się wokół arcydzieła. Najcenniejsze jest to, co zostało znalezione lub zgubione. Jeśli znajdziemy kamyk lub kwiatek, który wyślizguje się z naszych rąk i gdzieś się porusza, następuje ruch w dotyku, który łączy nas z emocjonalnymi przeżyciami z dzieciństwa. To jak prąd elektryczny biegnący przez przewody, inspirujące doświadczenie, które pojawia się i znika w tym samym czasie dzięki kreatywnej praktyce.

Artyści stworzyli ruchome terytorium sztuki