Bbabo NET

Wiadomości

Hollywoodzki bard, muza i biesiadnik Eve Babitz nie żyje w wieku 78

Nie żyje Eve Babitz, hollywoodzka bard, muza i biesiadnik, która ciepło i szczerze opowiadała o ekscesach swojego ojczystego świata w latach 60. i 70. XX wieku i stała się postacią kultową dla pokoleń czytelników. Miała 78 lat.

Biograf Babitz Lili Anolik potwierdziła, że ​​zmarła w piątek, ale nie podała od razu dodatkowych szczegółów.

Niewielu pisarzy uchwyciło czas i miejsce tak żywo, jak zrobił to Babitz. Jej depesze z nocnego klubu Troubadour i Chateau Marmont, z Sunset Strip i Venice Beach, stały się świadectwem jej epoki w takim samym stopniu, jak film Jacka Nicholsona czy album The Eagles czy Fleetwood Mac. Czasami była porównywana do koleżanki z Kalifornii, Joan Didion — chociaż Babitz często znajdował magię tam, gdzie Didion widziała ruinę — oraz do francuskiej pisarki-mędrca i spowiednika Collette.

Babitz znała wszystkich, od Jima Morrisona po Steve'a Martina, ale jej największym przedmiotem była ona sama. Często była dowcipna, czasem zdumiona, a czasem tylko wzruszyła ramionami.

Babitz opowiadała o swoim życiu seksualnym, swoim zasięgu („Drogi Josephie Hellerze”, napisała kiedyś do autora „Catch-22”, „Jestem ułożoną osiemnastoletnią blondynką na Bulwarze Zachodzącego Słońca”), jej przemyśleniami na temat małżeństwa ( „Moją sekretną ambicją zawsze było bycie starą panną”) i jej sympatię do niegodziwców.

„Tak naprawdę nie lubiłam Elizabeth Taylor, dopóki nie odebrała jej męża Debbie Reynolds, a potem zaczęłam kochać Elizabeth Taylor” – napisała kiedyś.

Podobnie jak gwiazdy filmowe, które fascynowały ją od dzieciństwa, była mistrzynią wejść. Jej pierwszy poważny publiczny występ miał miejsce w 1963 roku, gdy miała około 20 lat, na jednej z najsłynniejszych fotografii świata sztuki: naga Babitz gra w szachy z całkowicie ubranym Marcelem Duchampem.

„Wszystko wydawało się możliwe — dla sztuki tej nocy” — wspominała. „Zwłaszcza po tym całym czerwonym winie”.

W ciągu następnej dekady zaprojektowała okładkę do klasycznego rockowego albumu „Buffalo Springfield Again” oraz do płyt Byrds i Lindy Ronstadt, spędzała czas z Nicholsonem i Michelle Phillips i umawiała się ze wszystkimi, od Harrisona Forda do Morrisona („Spotkałem Jima, i zaproponował go w ciągu trzech minut”) dyrektorowi muzycznemu Ahmetowi Ertegunowi. Była statystką w „Ojcu chrzestnym, część II”, przedstawiła Salvadora Dali Frankowi Zappie i pomogła przekonać Martina do noszenia białego garnituru.

Została opublikowana między innymi w Rolling Stone i Vogue, a jej książki obejmowały „Eve’s Hollywood”, „Slow Days, Fast Company” i „Sex and Rage”. Niektóre nazywano fikcją, inne literaturą faktu, ale praktycznie wszystkie czerpały bezpośrednio z jej życia — zmieniały się tylko imiona.

Wydobywała najbardziej niezwykłe i najbardziej codzienne chwile — jazda na łyżwach, zakupy, pokaz filmu o surfingu „Pięć letnich historii”, mecz Los Angeles Dodgers. W „Odpowiedzi” wylewa kwas z miejscowym hipisem-cyganem, który decyduje, że musi iść do banku.

„Zdjął ubranie, niebieskie dżinsy i T-shirt, a ja patrzę, jak bierze prysznic w pięknej ciepłej wodzie” – napisała. „Usiadłam na łóżku, a on wkładał różne ubrania, których nigdy wcześniej nie widziałam. Najpierw włożył skarpetki, potem bokserki. Kiedy skończył, miał na sobie szary, trzyczęściowy garnitur biznesowy i łańcuszek do zegarka ze złotym zegarkiem. Wyglądał jak piękna reklama Wall Street Journal w „New Yorkerze” i był moim przyjacielem o szerokich niebieskich oczach”.

Życie Babitza to romans, farsa, melodramat i prawie wczesna tragedia. Tak uzależniła się od kokainy, że na początku lat osiemdziesiątych koleżanka pamiętała jej podłogę w mieszkaniu pokrytą krwią i Kleenexem. W 1997 roku prawie spaliła się na śmierć, gdy próbowała zapalić cygaro podczas jazdy. Wyleczyła się na tyle, by opisać to w eseju „Byłam czarująca”, tytuł żart, który opowiedziała jednemu z jej opiekunów.

„Dla wielu ludzi pomysł przedłużonego leżenia w łóżku brzmi jak niebo. Ale prawda jest taka, że ​​leżąc w łóżku nie ma szacunku, a bycie poparzonym pacjentem to wizyta w krainie tortur” – napisała. „Wszyscy mówią ci, żebyś się odprężył, czego i tak nie możesz zrobić”.

Utrzymywałaby, że nigdy nie odniosła sukcesu, tylko na tyle blisko, by „wyczuć smród”. Jej książki sprzedawały się skromnie, wstępne recenzje były mieszane, a po latach 90. rzadko publikowała. Ale świat ją dogonił.

Po tym, jak większość jej prac wyszła z druku, została pochwalona w artykule Vanity Fair z 2014 r. przez Anolika jako przeoczony i nieugięty geniusz. „Eve's Hollywood”, „Slow Days, Fast Company” i inne książki zostały wznowione, w 2019 roku ukazała się uznana biografia Anolik, a Babitz odkryło pokolenie młodszych kobiet, co skłoniło ją do żartowania: „Kiedyś to było tylko mężczyźni, którzy mnie lubili, teraz to tylko dziewczyny.”Hollywood miała we krwi. Jej ojciec był skrzypkiem w Twentieth Century Fox Orchestra, matka artystką, a ojciec chrzestny Igor Strawiński. Nie musiała ciężko pracować, aby porzucić nazwiska, ponieważ imiona zdawały się spadać z nieba. W hollywoodzkim liceum jej koleżankami z klasy były Linda Evans, Tuesday Weld i Yvette Mimieux, „gwiazda filmowa, nawet gdy wstawała się przed tobą w kolejce do stołówki”.

Napisała, że ​​jako nastolatka została odwieziona do domu i pocałowana przez starszego mężczyznę, Johnny'ego Stompanato, który w jednym z najbardziej sensacyjnych skandali w Hollywood został później zamordowany przez córkę Lany Turner w ramach uzasadnionego zabójstwa.

Babitz mieszkała przez rok w Nowym Jorku i przez kilka miesięcy w Rzymie, ale Los Angeles było jej domem i inspiracją, placem zabaw dla własnych wynalazków, „gigantycznym, rozległym, ciągłym studiem”. W swoim eseju „Córki pustkowi” przypomniała sobie, że nie wierzyła w to, że inni mogą uznać Los Angeles za puste i nie do zamieszkania.

„«Pustkowie» to słowo, którego i tak nie rozumiem, ponieważ fizycznie z pewnością nie mogli pomyśleć, że to nieużytki – wszędzie rosną tam te wszystkie drzewa cytrusowe i kwiaty” – napisała. „Kulturowo Los Angeles zawsze było wilgotną dżunglą, żywą z kipiącymi projektami w Los Angeles, których, jak sądzę, ludzie z innych miejsc nie widzą. Tak czy inaczej, potrzeba pewnego rodzaju niewinności, żeby polubić L.A. Aby być szczęśliwym w Los Angeles, wybrać je i być szczęśliwym tutaj, potrzeba pewnego zwykłego szczęścia w środku”.

Hollywoodzki bard, muza i biesiadnik Eve Babitz nie żyje w wieku 78