Bbabo NET

Społeczeństwo Wiadomości

Rosja - Nie ma prawa spać

Rosja (bbabo.net), - Nie sądziłem, że napiszę notatkę pod nagłówkiem „Przetestowałem na sobie”. Wszystkie niezbędne szczepienia przeciwko krowim zostały wykonane. W rzeczywistości nie mogę nosić maski. Nie mogę oddychać. Z napięciem odbieram mowę rozmówcy w masce. Myślę nawet, że widzę w niej gorsze. Ale to są szczegóły. Dzień wcześniej przygotowywałem kolejny materiał. Wyszedł na stronę. Komunikował się z najciekawszymi ludźmi, niesamowitymi specjalistami. Tak, udusiłem się. Tak, moje serce biło. A kiedy w połączeniu ze znacznym wiekiem, niekończącą się pandemią i nie tylko z nią...

Krótko mówiąc. Bolesny kaszel. Niekończąca się lepka plwocina. Rano koleżanka nie rozpoznała mnie w telefonie – czyjś głos. Pochopny. W tym czasie w mojej piersi „brzęczała” ogromna, hałaśliwa muzyka. A temperatura - nie wierz w to: 35,8. Przybyli lekarze. Nie widzę ich twarzy: są zapakowane w ŚOI - środki ochrony osobistej - w całości. Jak w nim oddychają? Jak się poruszają? Jak się czują? Nie myślimy o tym. Nie dbamy o to.

Potem, kiedy mniej więcej opamiętałem się, postanowiłem poznać szczegóły ŚOI. Chcę się nimi podzielić. Chcę, abyśmy, pacjenci, wiedzieli, ile funta rzuca lekarzom w czasie pandemii. Każdy zestaw zawiera: kombinezon ochronny, czepek medyczny, ochraniacze na buty wysokie, respirator, dwie pary rękawiczek. Wszystko jest jednorazowego użytku. Tylko gogle wielokrotnego użytku.

Najpierw zakłada się ochraniacze na buty, zawiązując wiązania pod kolanem, aby nie wypadały podczas ruchu i pracy. Potem czapka i kombinezon. Jedną parę rękawiczek zakłada się na dłonie, po uprzednim przeprowadzeniu higienicznego zabiegu na dłonie środkiem antyseptycznym do skóry. Są schowane pod kombinezonem. Następnie załóż drugą parę rękawiczek, które należy założyć, naciągając mankiet na kombinezon. Zakładają jednorazowy respirator, mocno mocując metalowy klips na nosie…

Twarze w ŚOI są prawie niewidoczne. I w tym stroju są od rana do wieczora, od nocy do rana. Nie ma wzmianki o odpoczynku. Wyjaśnij: „Nie mamy prawa spać”. W telewizji wszystko wygląda fantastycznie. Ale w rzeczywistości... Nie daj Boże! Po prostu nie ma innego wyjścia.

Leczenie rozpoczęło się od razu. Uroczy młody lekarz stukał i słuchał. Najwyraźniej nie podobały jej się wyniki. A pielęgniarka już przygotowywała kroplówkę. Spojrzała na nią ze współczuciem. Znam dobrze swoje żyły: dostanie się do nich to kłopot. Ale oczywiście nie dla Swietłany Wojnowej. Wszystko robi bardzo spokojnie, bardzo profesjonalnie. Jestem na kroplówce. Są już wyniki pierwszych testów: nic dobrego: wyprzedził mnie „omicron”. Będziemy leczeni. Musimy iść do szpitala. Idę do auta, które tym razem mimo szlabanów na naszym podwórku przy Kutuzovsky Prospekt podjechało pod wjazd.

W Miejskim Szpitalu Klinicznym N 15 im. Olega Filatowa obowiązuje najsurowsza procedura udzielania pomocy, która, jak byłem osobiście przekonany, jest ściśle przestrzegana. Pacjent nie trafia do gabinetów specjalistów. Wręcz przeciwnie: specjaliści idą do pacjenta. Tam wszyscy przyszli do mnie. To nie jest wyjątek od reguły. Ta zasada jest. Tak, musisz iść na tomografię komputerową, na badania wymagające użycia specjalnego sprzętu. Chodzenie pod obowiązkowym nadzorem pielęgniarki. "Tylko pod czapką?" Moja ironia jest wyraźnie nie na miejscu. Wszędzie idealny porządek. A także sterylnej czystości wszędzie: na oddziałach, korytarzach, urzędach. I to nie tylko w „czerwonej strefie”. Ponieważ pandemia? A w samej „strefie czerwonej” – wiem z własnego doświadczenia bycia w niej – nie ma wyjść z oddziałów, spacerów po korytarzach. A tym bardziej, żadnych wieczornych spotkań na uboczu szpitala.

- O czym mówisz! Jakie spotkania? To tylko w czasie pokoju - komentują sytuację pracownicy.

W czasie pokoju możecie przejść przez oddziały do ​​siebie. A także połącz się z lokalnym kinem - jest też jedno w 15. Nic takiego w „czerwonej strefie”! Znajdują się tam informacje o tym, co i jak przynosić i przekazywać pacjentowi. Wyjechała do „czerwonej strefy” na kilka dni. System jest debugowany, sprawdzany we wszystkim. W kontekście globalnym wszystko, co dotyczy samego procesu leczenia, do najdrobniejszego szczegółu, bez którego nie ma życia nawet w „czerwonej strefie”.

Podczas pandemii w szpitalu Filatov leczono ponad 80 000 pacjentów z chrząstką. Szczepienia to niezawodna ochrona przed ciężkim przebiegiem, ciężkim skutkiem

Okno oddziału wychodziedziniec szpitalny - brama jednego z wejść do szpitala. Gdy tylko pojawiły się siły, siadam przy oknie i patrzę. Wczesnym rankiem czy późnym wieczorem – nieważne: pod bramą jest kolejna karetka. Dostarczono kolejną osobę poszukującą pomocy. Nie wszyscy są tu przywożeni – do różnych oddziałów szpitala, oprócz jedynego w swoim rodzaju szpitala położniczego, znajdują się inne bramy wejściowe. Ze zwykłą nudą pewnego dnia, pod wieczór, zanotowałem godzinę: za pół godziny pod bramę podjechało siedem (!) karetek. Jednej nie wpuszczono: potrzebowała innego wejścia, może tego do szpitala położniczego.A mówiąc o szpitalu położniczym... Teraz takie włócznie łamią ciąże i poród.... Mamo, nie martw się! Skorzystaj z możliwości dziennikarskich. Szpital położniczy w Filatowskiej skupia się na ciężarnych kobietach zakażonych COVID-19 z chorobami współistniejącymi. Tak więc w okresie pandemii urodziło się tu 1700 „normalnych”, zdrowych dzieci.

Wyjście z karetki nie jest widoczne z mojego okna. Dowiedziałem się, że dla karetek są miejsca do obróbki i usuwania ŚOI, miejsce do dezynfekcji samochodów. A z mojego okna widzę długi parterowy budynek zwany Tymczasowym Centrum Medycznym. Oczywiście pandemia dyktowała i dyktuje swoje wymagania. I trzeba to wziąć pod uwagę. Nie można jednak pomijać konsekwencji tzw. optymalizacji opieki zdrowotnej, która wyparła wiele godnych uwagi placówek medycznych. Nie wspominałbym o tym na próżno, gdyby niektórzy z tych, którzy „zoptymalizowali”, nadal prowadzą usługę. Może dlatego obecna pandemia jest zarośnięta niekończącymi się prognozami i hipotezami. Wiedzą co, jak, kiedy, gdzie, czym.

Na przykład mówią: „Pandemia skończy się za dwa tygodnie”. Mijają dwa tygodnie. Pandemia trwa. Jak również aktywność podobnych optymalizatorów. Szczególnym tematem są szczepienia. W dzisiejszych czasach niejednokrotnie ludzie mnie zauważają: oto jesteś (ty) jesteś na szczepienie. Dostałam wszystkie szczepienia i zachorowałam. Po raz tysięczny muszę wyjaśnić, że szczepienie nie jest stuprocentową ochroną przed infekcją, ale niezawodną ochroną przed ciężkim przebiegiem, ciężkim skutkiem… To bezużyteczne! Oczywiście dwa lata pandemii to termin. Ale nadal nie dla globalnych, szczególnie kategorycznych wniosków.

A potem pamiętam odległy 31 grudnia, początek 2000 roku. Pamiętam tę datę, bo właśnie tego dnia powalił mnie straszny kaszel, utrata głosu i niemożność oddychania. Jeden do jednego zdjęcia mojej obecnej choroby. Nagle nie było siły, żeby się ruszyć, żeby coś zrobić. Przyjaciel rodziny, naczelny lekarz Pierwszego Szpitala Miejskiego, Oleg Rutkowski, zadzwonił, aby pogratulować mu nadchodzącego roku. Słyszałem mój głos, mój oddech. Przybyli lekarze. A ja (31 grudnia!) zostałem umieszczony na oddziale intensywnej terapii w Pierwszym Mieście. Była w szpitalu ponad trzy tygodnie. Podejrzewano, że płuca, oskrzela. Co więcej, w tak ciężkim stanie, że nie pozwolili mu wrócić do domu, nawet po tym, jak jego oddech prawie wrócił do normy, kaszel prawie ustał. Puścili go z pożegnalnymi słowami: potrzebny jest czas, aby przywrócić siły. Jak się okazało, nie krótki czas. To było wtedy, na początku 2000 roku.

A teraz po szpitalu jestem w domu. Nie zaraźliwy, nie niebezpieczny dla innych. Jak długo potrwa powrót sił? Na początku lat 2000 flirtowałem, byłem trochę młodszy. Co wtedy bolało? Nie było Covida, a także tych niesamowitych możliwości zbawienia, które są teraz… Informacja do przemyślenia? Albo zespół postcovid, niemal oficjalnie uznany za konsekwencję wirusa?

Zwróciła się o pomoc do XV, nie tylko dlatego, że była świadkiem jego powstania, niejednokrotnie rozmawiała z jej przywódcami Wołodią Mudrakiem, z Olegiem Filatowem, którego imię nosi szpital i którego syn Jewgienij Filatow tu pracuje. Tradycje to nie drobiazg. Zwłaszcza kiedy są tak humanistyczni, tacy mili. Jest wielu z XV wieku, którzy są tu od dawna, nawet od samego początku i są dumni ze swojej stałości. Ogromny, wszechstronny. Pod koniec marca 2020 r. trzy jego budynki – szpital główny, terapeutyczny i położniczy, zostały przeprojektowane na krukowicę. W czasie pandemii byli tu leczeni – uwaga! - ponad 80 tysięcy pacjentów z chorobą Covid.

Tak bardzo chcę napisać o tych, z którymi połączył nas pospolity los. Ale to nierealne. Pomogła Olesya Tanshina, zastępca ordynatora ds. pracy z personelem pielęgniarskim.

- Pielęgniarki - mówi mi Olesya Vladimirovna - są sercem zespołu. Konieczne jest posiadanie specjalnych cech charakteru, opanowanie psychologii komunikacji. A zatem dwa krótkie wywiady z dwiema pielęgniarkami 15. szpitala, którym bez przesady mądrze zarządza naczelny lekarz Walery Iwanowicz Wieczorko.

Zbliżenie

Svetlana Voinova, główna pielęgniarka CDC:

- Urodziłam się w karetce pogotowia. Zespół nie zdążył odwieźć mamy do szpitala położniczego. Nie było pieluch, a lekarz, który urodził dziecko, zdjął biały fartuch i owinął mnie nim. Można powiedzieć, że była to moja pierwsza znajomość z zawodem.

Ukończyłam szkołę medyczną N 8, od 1997 roku pracuję w 15 szpitalu. Zaczęła jako pielęgniarka z neurologiem. Następnie przeniosłem się do gabinetu zabiegowego. Uczestniczył w otwarciu pokoju szczepień, organizował pracę ambulatorium. O pracy CDC wiem prawie wszystko i jestem dumna, że ​​pracuję tu od 24 lat. Oczywiście pandemia dodała zmartwień i trudności. Czasami wydawało mi się, że trochę więcej, i nie mogłem znieść testów, które nawarstwiły się. Wygrała jednak miłość do zawodu i wzajemna pomoc pracowników.

Juliana Bainazarova, pielęgniarka z „czerwonej strefy”:

- Mam 25 lat. Urodziła się w Orenburgu, gdzie ukończyła szkołę medyczną i przyjechała do Moskwy. Do 15. szpitala trafiłam po ogłoszeniu w 2016 roku. Zatrudniony w dziale multidyscyplinarnym. Dwa lata w „czerwonej strefie”. Pracuję przez kilka dni. Mój mąż jest o rok starszy ode mnie i pracuje na oddziale intensywnej terapii. Teraz studiuję na Akademii Wychowania Fizycznego Malachowa jako rehabilitant. Naprawdę mam nadzieję, że zostanę i będę pracować w szpitalu Filatov.

PS

Zezwolę sobie na patronat: proszę Walerego Iwanowicza, aby spełnił pragnienie Julii, aby zostawił ją w pracy w szpitalu Filatov: opinia pacjentów jest warta wysłuchania.

Rosja - Nie ma prawa spać