Władze niemieckie poinformowały o podjętej dzień wcześniej decyzji o zakazie nadawania kanału telewizyjnego RT DE (niemieckojęzyczny projekt „Russia Today”) rzekomo z powodu braku zgody władz lokalnych. Eksperci nie mają wątpliwości, że odpowiedź ze strony rosyjskiej nie potrwa długo.
W ten sposób historia walki władz niemieckich z dostępem do niemieckojęzycznej publiczności niechcianych wiadomości zakończyła się dość nieoczekiwanie. Po tym, jak RT DE pojawiło się na antenie w zeszłym roku, niemal natychmiast w grudniu, niemiecki regulator mediów MABB zmusił operatora satelitarnego Eutelsat do zaprzestania nadawania kanału.
Teraz doszło do bezpośredniego oficjalnego zakazu. Poza transmisją satelitarną, nadawanie w Internecie, za pośrednictwem aplikacji mobilnych lub aplikacji smart TV RT News jest zabronione. Formalną podstawą zakazu była obecność w Niemczech firmy RT DE Productions, która produkuje część treści dla samej RT DE. A ta rezydentna firma nie otrzymała żadnego pozwolenia na nadawanie. Ale, jak zauważają przedstawiciele RT, nie powinno tak być, ponieważ nadawca ma siedzibę w Moskwie i wszystko jest w porządku z pozwoleniami, w tym międzynarodowymi. I to poza jurysdykcją władz niemieckich i nie potrzebuje ich zezwoleń.
W grudniu, zaraz po zakazie, swój stosunek do niego, choć w dość łagodnej, ogólnej formie, wyrazili przedstawiciele rosyjskiego MSZ. Siergiej Ławrow powiedział, że strona rosyjska widzi w takim kroku złą wolę niemieckich przywódców, a Maria Zacharowa stwierdziła, że Niemcy celowo prowadzą Rosję do konieczności podjęcia działań odwetowych. Te środki jednak nie zostały podjęte. Chociaż wokół działalności „Deutsche Welle” dyskusje toczą się już od ponad roku.
Dziwne byłoby oczekiwanie, że nawet teraz nie będzie reakcji strony rosyjskiej. Wystarczy przypomnieć, jak zakończyło się nękanie RT w Stanach Zjednoczonych. Tylko jedno nie jest jasne: dlaczego władze niemieckie właśnie teraz zdecydowały się na uczynieniemieckich mediów działających w Rosji lub mających dostęp do rosyjskiej publiczności ofiary „rosyjskiej krwiożerczości”. Słyszy się już opinie o tym, co zamknąć w odpowiedzi. Senator Andrei Klimov wskazuje bezpośrednio na Deutsche Welle.
Jednak rozwój wydarzeń wyraźnie nie zaskoczył ekspertów. Na przykład dyrektor Centrum Analiz Politycznych Pavel Danilin ocenił to, co się wydarzyło w następujący sposób:
- Zakaz nadawania Russia Today jest demonstracją, że oni (przywódcy Niemiec - przyp. red.) podążają za Stanami Zjednoczonymi i są gotowi dalej im służyć. To znaczy, biorąc pod uwagę, że to Amerykanie pogarszają teraz sytuację, niemieckie kierownictwo gra razem z nimi.
A jeśli Pavel Danilin po prostu wierzy, że jedna z nielicznych niemieckich telewizji działających w Moskwie padnie ofiarą niemieckiego démarche, to dyrektor Instytutu Studiów Politycznych Siergiej Markow w ogóle nie ma wątpliwości co do wyboru cel dla „odpowiedzi”:
- Najwyraźniej się tego nie boją, są na to gotowi. Ale muszę przyznać, że Deutsche Welle jest bardzo radykalną stacją. W porównaniu z jej propagandową presją i fałszerstwami, Russia Today jest tylko pewnego rodzaju apoteozą tolerancji, klasycznego dziennikarstwa. Władze niemieckie w znacznej części, w tym służby specjalne i związane z mediami, zajmują bardzo twarde stanowisko. Osoby związane z biznesem są bardziej umiarkowane, podobnie jak osoby zależne od wyborców. Ci, którzy przyjęli twardą linię, w rzeczywistości prowadzą wojnę hybrydową z Rosją. To jest fakt, który musimy zaakceptować.
Pytanie, co będzie dalej, po zakazach odwetowych, również nie zmyliło Siergieja Markowa:
- Będzie histeria. W końcu mają główną ideę jak ze znanej rosyjskiej anegdoty. Przychodzą dwa gopniki, widzą przechodnia, jeden mówi: „Pobijmy go”. Drugi pyta: „A jeśli nas bije?” „A po co jesteśmy?” - odpowiada pierwszy. Ta idea „po co jesteśmy” stała się praktycznie oficjalną polityką władz zachodnich.
bbabo.Net