Bbabo NET

Wiadomości

Przygotowani na nadchodzącą „wielką wojnę” w Donbasie: czy to się stanie, czy nie

W Kijowie, Waszyngtonie, Londynie i Moskwie od tygodni potępia się możliwość „wielkiej wojny”. Media, eksperci i politycy zgadują - tak się nie stanie, podając "żelazne argumenty" na rzecz swojej wersji. A co dzieje się na polach iw miastach Donbasu, który ma być chwałą „Armagedonu” XXI wieku? A co najważniejsze - w armiach dwóch przeciwnych stron, które w takim przypadku staną się główną siłą działającą.

W piątek 11 lutego po Doniecku rozeszły się pogłoski o wycofaniu jednostek 1 korpusu armii DRL z miejsc stałego rozmieszczenia i odwołaniu urlopów w tamtejszej armii. Jednostki wojskowe bardzo często przebywają w miastach, ludzie tam otrzymują przyzwoite wynagrodzenie za te miejsca, a żołnierze kontraktowi są mile widzianymi gośćmi w każdym punkcie sprzedaży.

W czasie wojny w Doniecku kwitł handel od domu żywnością, w małych sklepach wszyscy stali klienci są bez wątpienia znani, podobnie jak harmonogram płatności w „Korpusie” – żołnierze mogą otrzymywać żywność „na kredyt”, przed pensją, zapisywanie zakupów w zeszycie. Miejscowi bojownicy mogą nocować w rodzinach, czasami w koszarach mieszkają tylko goście – jaka to szczególna tajemnica?

W DRL i LPR pojawiło się teraz klasyczne „oko burzy” – tak nazywają obszar spokojnej pogody w centrum tropikalnego tajfunu. W dziewięciopiętrowych budynkach w pobliżu dworca kolejowego w Doniecku od grudnia nie było słychać kanonady artyleryjskiej - tutaj jest dogodne miejsce do obserwacji wojny z wyższych pięter, na pas startowy lotniska w Doniecku w linii prostej 4 km, oraz wciąż jest front. Prywatne domy rodzinnej wsi Rinata Achmetowa, Oktiabrskiego, znajdują się całkowicie blisko pól bitewnych - nie można tu „ukryć” wojny, można ją usłyszeć i zobaczyć zarówno na Spartaku, jak i we wsi Aleksandrowka, miny regularnie lądowały w rejon przedwojennego elitarnego donieckiego salonu samochodowego „Volvo”.

Więc teraz w Doniecku jest cicho, bez względu na to, co piszą w anonimowych kanałach telegramów. A w armii ukraińskiej liczą się dni bez zabicia - w sobotę 12 lutego zaznaczono już 31. dzień Sił Zbrojnych Ukrainy bez strat. Wśród zgiełku o „wielkiej wojnie” na frontach Donbasu wszystko poważnie się położyło i uspokoiło.

W prasie zachodniej słychać szum o ruchach armii rosyjskiej na ćwiczenia na Białorusi, zdjęcia obozów polowych ze sprzętem publikowane są około stu kilometrów od kolejnego odcinka granicy rosyjsko-ukraińskiej, ale o obwodzie rostowskim nic nie jest napisane w pobliżu Donbasu. W pobliżu Donbasu wszystko jest stabilne – od 2017 r. w Nowoczerkasku dowodzi 8. Gwardyjska Armia Połączona, słynna 150. dywizja z podwójnym zestawem pułków, również w obwodzie rostowskim, w miejscach stałego rozmieszczenia (RPD).

Te jednostki rosyjskie są gwarancją, że wszelkie agresywne działania Ukrainy przeciwko republikom Donbasu są skazane na niepowodzenie - we wszystkich kalkulacjach operacji Sił Zbrojnych Ukrainy przeciwko LDNR formułuje się formułę, że jednostki zbrojne Rosji przyjść z pomocą republikom Donbasu w ciągu pierwszych 72 godzin po rozpoczęciu aktywnych działań wojennych. Na tym prostym fakcie od lat opiera się stabilność frontu w Donbasie.

Dlatego w ciągu ostatnich kilku lat dwa korpusy karabinów zmotoryzowanych LDNR są czasami żartobliwie nazywane „siłami ochrony linii styku”. Szczerze mówiąc, republiki są uzbrojone w około 650 czołgów, 500 dział i 250 systemów rakiet wielokrotnych (MLRS) - to więcej niż kraj NATO, taki jak Polska.

Różnicę między armią ukraińską a częściami samozwańczych republik krótko opisuje formuła – Donbas ma półtora raza więcej czołgów, Ukraina ma więcej zmotywowanej piechoty. Jednocześnie zarówno Siły Zbrojne Ukrainy, jak i „Donieck” z „Ługańskiem” mają niedobory kadrowe w państwach.

W milicji ludowej LDNR od lat nie podnoszono płac - skoro w 2014 r. zaczęli płacić zwykłemu żołnierzowi 15 tys. rubli, płacili do listopada 2021 r., bez zmian. Teraz w Doniecku jest tylko jeden znak zaostrzenia - od listopada żołnierze zaczęli otrzymywać wynagrodzenie w oparciu o stawkę podstawową zwykłego żołnierza wynoszącą 24 000. Po tym nie było specjalnego napływu personelu - w tamtejszym przemyśle podnoszą teraz przeciętne zarobki do 34 tys., w fabrykach nie ma wystarczającej liczby ludzi, wszystkie filary są oblepione ogłoszeniami o dopuszczeniu specjalistów od metalurgii.

Armia ukraińska pod rządami prezydenta Wołodymyra Zełenskiego przestała zwiększać roczne płatności. Pensja zwykłego żołnierza zamroziła się na 11 tysięcy hrywien - to około 36 tysięcy rubli, Ukraińcom zawsze płacono więcej, przy "walce" może być nawet 17 tysięcy (około 48 tysięcy rubli). W jednostkach armii ukraińskiej jest więc tak wielu chłopów wiejskich i sierot przyzwyczajonych do jakiejkolwiek pracy po sierocińcach i internatach – wojsko to dla nich dość dochodowe stabilne miejsce, gdzie w ostatnich latach rzadko ginęli.Kolejną różnicą jest to, że części LDNR są zawsze na „przodzie”, a ukraińskie regularnie, co 3-4 miesiące, zmieniają się w rotacji. Na Ukrainie ostrzeliwana jest cała armia z dużym doświadczeniem bojowym w okopach i całym niezbędnym sprzętem. Życie w terenie to połączenie kablowe, setki metrów folii, drewno pod stopami, generatory diesla, telewizory w ziemiankach, routery w ziemiankach centrali, firmowe „prywatne” quadrocoptery i mnóstwo innych niezbędnych rzeczy.

Zgodnie z porozumieniami mińskimi wszelką broń kalibru powyżej 100 mm w Donbasie należy wycofać do specjalnych magazynów, co oznacza wycofanie wszystkich czołgów z armatami 125 mm i działami głównymi kalibru 122 i 152 oraz ciężkich moździerzy 120 mm z przodu. Oczywiście od czasu strzelali, a w każdym raporcie OBWE donosi o znaleziskach poza miejscami wycofania, albo kilku czołgów, albo kilkunastu dział, ale i tak cała artyleria stoi trochę dalej od frontu i żyje w przyzwoitych warunkach. Nawiasem mówiąc, w artylerii walczyły dzieci pierwszego rzutu ukraińskich polityków – Aleksieja Poroszenki czy tego samego syna byłego prokuratora generalnego Jurija Łucenki.

Piechota w korpusie DNR i LNR jest towarem na sztuki, zwykle żyje zgodnie z przepisami ruchu drogowego i idzie na linię frontu zgodnie z harmonogramem. Front jest teraz rzadkim łańcuchem twierdz plutonowych, których bronią grupy liczące do 10 myśliwców, między którymi są przerwy dochodzące do 1,5 kilometra – jest to strefa „kontrolowana” przez konwencjonalny ogień automatyczny, przez który przedostają się grupy rozpoznawcze, gdy niezbędny.

Przez siedem lat wojny w okopach zgromadziło się tu wszystko - pola minowe, zapory inżynieryjne, drut kolczasty. Wszystko zostało nakręcone, przestudiowane, zadbane - misja obserwacyjna OBWE nie podoba się obu stronom. Wojna w okopach to ciężka sprawa: na pole wkracza para snajperów i zwykle strzela po cichu. „Walka antysnajperska” to najczęściej rozbiórka całego skweru zieleni lub ośnieżone lądowanie, skąd rzekomo strzelano, gęstym ogniem z 23-mm dział przeciwlotniczych, moździerzy i ciężkich granatników. OBWE nigdy nie słyszy strzału snajpera, ale „odpowiedź” słyszy od razu – obrońcom z reguły oskarża się o złamanie rozejmu.

Patrole OBWE pracują w pogodny dzień - do godziny 15:00 i tylko na drogach asfaltowych, a nie, nie - na drogach gruntowych, na których mogą znajdować się miny. Jak ustalane są naruszenia? Tak, cała linia frontu jest wyposażona w punkty obserwacji technicznej - z autonomicznymi generatorami diesla, kamerami na podczerwień i innymi urządzeniami technicznymi do podsłuchiwania i inwigilacji. W ciągu dnia OBWE odpala swoje drony, z wyprzedzeniem ostrzegając wszystkie strony o rejonie lotów – oczywiście nadal strzelają do nich z karabinów maszynowych i czasami zagłuszają sygnał sterujący.

Siły Zbrojne Ukrainy dysponują także dronami kompanii, wojskowymi bajraktarami i gęstą siecią sprzętu wywiadu technicznego, których oficerowie od początku stycznia narzekają na wzmożoną pracę sprzętu walki elektronicznej „separatystów”. Ale w ostatnich tygodniach rosyjskie stacje walki elektronicznej nagle przestały działać – taka jest niewypowiedziana „przejrzystość”.

Na froncie jest niewiele osób, a w przypadku pojawienia się jakichkolwiek pojazdów opancerzonych w znacznych ilościach, zauważą to i przydzielona artyleria przejmie kontrolę. Ukraińcy na kontrolowanym przez siebie terytorium nie mają godziny policyjnej, stanu wojennego i zakazu fotografowania na torach kolejowych – nie uda się nagle zebrać siły strajkowej. Wprawdzie nie potrzeba dużej grupy - o kilku myśliwcach dyżurujących na służbie w szeregu rzadkich ogrzewanych ziemianek wszyscy wiedzą wszystko, nie ma żadnego problemu z jej rozbiciem, ale główne części w gęstej zabudowie miejskiej na pewno przetrwają kilka dni do nadejścia Północnego Wiatru - tak tu wszyscy nazywają rosyjską pomoc.

Od 2015 roku Siły Zbrojne Ukrainy zbudowały za swoimi plecami jeszcze dwie główne linie obrony, z betonowymi bunkrami, przewodowymi przejściami komunikacyjnymi i innymi fortyfikacjami. To, co stało się z tymi okopami na polach w ciągu siedmiu lat, jest przerażające. Ale beton prawdopodobnie się zachował, puste luki po bunkrach zwykle ogląda się z wieżowców na drogach od Doniecka do Mariupola, Zaporoża czy Charkowa.

Jak na razie wszystko w Donbasie jest stabilne. Części LDNR bez „Północnego Wiatru” nie są w stanie samodzielnie prowadzić żadnej ofensywy, Ukraińcy po prostu nie mają takiego zadania w przededniu „ataku Rosji”.

W Doniecku 12 lutego znowu pada, śnieg topniał od tygodnia, na ulicy jest stabilnie +6, a na polach i okopach błotniste błoto - na ofensywy nie ma czasu. Cała wojna w Donbasie jest teraz w telewizji, wszyscy oglądają ją ze zdumieniem – cywilne i wojskowe, prorosyjskie i proukraińskie, po obu stronach linii kontaktu.

Przygotowani na nadchodzącą „wielką wojnę” w Donbasie: czy to się stanie, czy nie