Bbabo NET

Społeczeństwo Wiadomości

Prawnik wyjaśnił, czy nauczyciele powinni śledzić dzieci w sieciach społecznościowych

Jednym z najbardziej bolesnych pozostaje problem zapobiegania „Kolumbinom” (ruch uznawany za terrorystyczny i zakazany w Federacji Rosyjskiej) w szkołach i na uczelniach. Ale czy nauczyciele powinni śledzić sieci społecznościowe uczniów, wspinać się po nich „jak w cudzych kieszeniach” (według słów jednego z obrońców praw człowieka) w celu zwalczania potencjalnych „szkolnych strzelanek”? W sieciach społecznościowych pojawia się wiele skarg ze strony nauczycieli i rodziców dotyczących tego zjawiska.

Nauczyciele narzekają, że nie mają specjalnych umiejętności i czasu na monitorowanie, mam i tatusiów - ingerować w życie prywatne, zapewniając, że „zajmą się swoim dzieckiem”. Jak uzasadnione i etyczne jest zmuszanie nauczycieli do angażowania się w nadzór?

Jak się dowiedziałem, monitorowanie szkół w celu „ujawnienia skłonności do ekstremizmu” u dzieci w takiej czy innej formie jest obecnie praktykowane prawie wszędzie. Przeprowadzane są zarówno w formie testów psychologicznych dzieci w wieku szkolnym, jak i w formie śledzenia przez nauczycieli tego, co robią ich uczniowie w sieciach społecznościowych.

W sieci można znaleźć pomoce dydaktyczne dla nauczycieli, jak kontrolować zachowanie dzieci na ich stronach. Jednocześnie same szkoły nie wykazują takich inicjatyw, zlecają im polecenia z góry, z wydziałów regionalnych czy wydziałów oświaty.

Nauczycielka umieściła post z formularzem zgody do rozdania rodzicom i skarżyła się, że administracja szkoły wymagała od niej uzyskania 100% zgody: „Muszę przekonać rodziców, ale oni nie zgodzą się na podpisanie!”. Treść formularza jest następująca: „Ja taki dobrowolnie wyrażam zgodę na udział mojego dziecka w Monitoringu w celu określenia jego skłonności do wpływu ideologii terroryzmu i ekstremizmu, wyjaśniono mi cele, czas trwania Monitoringu i jego możliwe rezultaty.”

- W naszych szkołach takie formularze rozdawano rodzicom przed nowym rokiem. Ktoś podpisał, ale odmówiłem, ponieważ wiele sformułowań w zgodzie było nielegalnych - mówi matka dziewięcioklasisty z regionu Jarosławia. - Mieliśmy sformułowanie „monitorowanie i studiowanie stron dzieci”. W jakich sieciach społecznościowych siedzą, z kim się komunikują, jakiej muzyki słuchają itp. Niektóre dzieci od tego czasu zamknęły swoje strony.

Była próba nacisku ze strony reżysera, ale ja pozostałem nieugięty. Jestem przekonana, że ​​z dzieckiem powinien być kontakt i zaufanie. A jeśli dziecko ufa rodzicom, bez problemu pokaże swoją stronę.

- Powiem jako rodzic i jako nauczyciel w przedszkolu - niczego bym nie podpisywał. Moje strony w sieciach społecznościowych, strony mojego dziecka (choć jeszcze nie są dostępne) to życie prywatne, nie dotyczą pracy ani nauki - mówi matka przedszkolanki z regionu Leningradu. - W murach szkoły obowiązują wymagania dotyczące wyglądu, zasad postępowania, obowiązków nauczycieli i uczniów, ale kończą się one, gdy opuszczamy placówkę edukacyjną. Zaopiekuję się dzieckiem! A nawiasem mówiąc, dzieci w wieku szkolnym bardzo często zamykają swoje strony i jak będą śledzić ich treść?

Wcześniej „instrukcje monitorowania sieci społecznościowych uczniów i ostrzegania policji o ekstremistach” były wysyłane do szkół przez ogólne odniesienie St. Powinniśmy szukać materiałów ekstremistycznych na łamach dzieci, postów o skłonnościach samobójczych oraz zapisów o nieformalnym zrzeszaniu się gangów AUE (uznawanych za ekstremistyczne i zakazanych na terenie Federacji Rosyjskiej). Ale ile czasu mam poświęcić, żeby to wszystko sprawdzić! I nie ma za to dodatkowej opłaty”.

A w Baszkirii Instytut Rozwoju Edukacji niedawno opracował takie badanie dzieci w wieku szkolnym „za pomocą narzędzi diagnostycznych lub autorskiej metodologii diagnozowania skłonności do brutalnego ekstremizmu przez Davydovą i Chlomovą” i wysłał je do szkół. „Monitorowanie uczniów, którzy ukończyli piętnaście lat, odbywa się za ich świadomą pisemną zgodą na udział w testach” – wynika z przesłania baszkirskich urzędników oświatowych.

Prawnik Dmitrij Kurepin wyłożył „na półkach” takie zjawisko jak monitorowanie (w dowolnej formie) przez nauczycieli w celu identyfikacji „potencjalnych terrorystów” wśród uczniów:

- Zgodnie z ustawą o edukacji w Federacji Rosyjskiej nauczyciele nie mają takiego obowiązku. Ponadto moim zdaniem takie działania są sprzeczne z etyką zawodową nauczyciela oraz normami moralnymi i etycznymi.

Nauczyciel ma pewien zestaw sposobów wpływania na młodsze pokolenie: są to wykłady, wyjaśnienia, rozmowy… Zadaniem nauczyciela jest być starszym przyjacielem, któremu dzieci ufają, a nie szpiegiem. Rzeczywiście, czasami są tacy nauczyciele, do których dzieci przychodzą i mówią im wszystko, nawet więcej, niż mogą powiedzieć rodzicom. A co dziecko może powiedzieć nauczycielowi, który „wspina się” po swoich sieciach społecznościowych?Gdy tylko nauczyciel zacznie działać jako organ ścigania – bez względu na to, w jakiej formie, w formie inwigilacji sieci społecznościowych czy testów – przestaje być nauczycielem. Nigdy nie jest konieczne zastępowanie organów, które chronią prawo i porządek oraz zawodowo zajmują się bezpieczeństwem i otrzymują za to wynagrodzenie od państwa.

Co więcej, istnieje pojęcie „obiektywnego przypisania” - to znaczy uczeń jeszcze niczego nie popełnił, ale jest już podejrzany, został już oskarżony o jakieś naruszenie i po prostu wspiął się gdzieś z ciekawości lub dla cele edukacyjne. W każdym razie jest to dziedzina egzekwowania prawa.

Ale tak właśnie dzieje się w normalnych szkołach: jak powiedział przedstawiciel jednego z moskiewskich liceów, „mamy specjalnie przydzielone osoby ze służby bezpieczeństwa, ale nie nauczycieli, którzy zajmują się tą sprawą”.

Prawnik wyjaśnił, czy nauczyciele powinni śledzić dzieci w sieciach społecznościowych