Niemal codziennie pojawiają się doniesienia, że u innego znanego polityka, muzyka, aktora zdiagnozowano omicron… Jednym z ostatnich, którego zaatakował wirus, był Giennadij Juchtin, znany nam z wielu filmów ludowy artysta Rosji. Ulubieniec publiczności, którego 90. urodziny są tuż za rogiem, trafił do szpitala. Miejmy nadzieję, że starszy ekran sowieckiego poradzi sobie z nieszczęściem. W przeszłości niejednokrotnie udało mu się bezpiecznie wydostać z najniebezpieczniejszych sytuacji dla zdrowia, a nawet życia.
Według agencji prasowych lekarze zdiagnozowali u G. Yukhtina wirusowe zapalenie płuc, a test PCR na koronawirusa był pozytywny. Teraz wiadomo, że Ludowy Artysta Rosji źle się poczuł 27 stycznia, choroba postępowała, a 7 lutego musiał zostać zabrany do szpitala.
Tymczasem już niedługo Giennadij Gawriłowicz będzie musiał świętować swoją rocznicę. 30 marca skończy 90 lat. W życiu wybitnego mistrza kina zdarzały się chwile, także na planach filmowych, kiedy wyraźnie był „wzięty pod straż” przez jakieś wyższe moce. Sam aktor, a także reżyser ekipy filmowej jednego z filmów z jego udziałem, opowiadali o niektórych z takich niesamowitych odcinków.
Ale zacznijmy od czegoś innego. Chociaż wiele pokoleń krajowych widzów zna już artystę Juchtina, niewielu z nich wciąż potrafi poprawnie odpowiedzieć na pytanie, jak się nazywa „według paszportu”.
W napisach końcowych filmów, w gazetach, w programach telewizyjnych ta osoba nazywa się Giennadij. W rzeczywistości jest geniuszem. Zgadza się: z dużej litery, bo tak nazywają go jego ojciec i matka po urodzeniu.
Rodzice przyszłego aktora filmowego byli zagorzałymi zwolennikami „budowania nowego państwa radzieckiego” i walki z „pozostałościami” przeszłości. Dlatego postanowili nazwać swoje dzieci nie zwyczajnymi imionami zaczerpniętymi od Świętych, ale nowymi, postępowymi. W rezultacie córka otrzymała imię Idea, a syn został zarejestrowany w metryce Genius.
Jednak, jak wspominał sam G. Jukhtin, od najmłodszych lat wszyscy wokół niego nazywali go Genka. Pod tradycyjnym imieniem Giennadij dostał się do napisów do filmów, w których kręceniu zaczął brać udział. Chociaż, zdaniem aktora, były problemy z wykonaniem np. dokumentów finansowych. W dyrekcji następnego filmu nie mogli zrozumieć, dlaczego Giennadij Juchtin został nakręcony w odcinkach, a Geny Yukhtin został nagrany na liście płac ...
Geniusz-Gennadij (dalej będziemy go nadal nazywać zwyczajowo - drugie z tych nazwisk) już na początku jego filmowej kariery czyhały poważne niebezpieczeństwa. Równie dobrze mogło się zdarzyć, że ścieżka twórcza tej osoby, a nawet samo życie zostały odcięte, jak mówią, w momencie startu.
Pierwszy z tych incydentów miał miejsce w 1955 roku w Leningradzie podczas kręcenia jednego z najwcześniejszych filmów z udziałem Juchtina - filmu "Sprawa Rumiancewa", który przyniósł młodemu aktorowi ogólnounijną sławę.
Wiele lat później sam Giennadij Gawriłowicz opowiedział o tym, co się wtedy wydarzyło. Według niego, pewnego dnia wylądowali w sali bankietowej hotelu, w którym mieszkali uczestnicy kręcenia Sprawy Rumiancewa wraz z aktorem Nikołajem Kryuchkowem (Jukhtin grał rolę kierowcy Evdokimova w filmie, a Kryuchkov grał rolę kierownika zajezdni). Nikołaj Afanasjewicz był wówczas bardzo popularny i wszędzie wokół niego wzrastała uwaga. I tu, w hotelowej restauracji, przy stole, przy którym zasiedli artyści, jakiś podchmielony gość nagle usiadł i zaczął dość bezceremonialnie patrzeć na „gwiazdę ekranu”. W odpowiedzi na uprzejmą prośbę Juchtina, aby nie przeszkadzał zmęczonemu Kriuczkowowi swoją obecnością, towarzysz ten odpowiedział bardzo niegrzecznie. Skończyło się na tym, że Juchtin nie mógł się powstrzymać i porządnie uderzył zuchwałego. Upadły krzesła, zadzwoniło potłuczone szkło...
W rezultacie „chuligan” musiał mieć do czynienia z funkcjonariuszami organów ścigania. Na szczęście dla młodego artysty film „Sprawa Rumiancewa”, w którym dużo miejsca poświęcono „codziennemu życiu sowieckiej policji”, nadzorował generał - szef departamentu miejskiego MSW . Tak więc incydent został szybko rozwiązany.
Awantura restauracyjna miała jednak inne, jeszcze poważniejsze konsekwencje dla samego Juchtina. Okazało się, że „upominając” bezczelnego wielbiciela Kryuchkowa, skaleczył sobie rękę na jakimś odłamku. Rano rana, która początkowo wydawała się aktorowi błaha, zaogniła się, jego ręka była bardzo spuchnięta.
Juchtin został przewieziony do szpitala. Tam lekarze postawili przerażającą diagnozę: doszło do poważnej infekcji, bardzo prawdopodobne jest, że trzeba będzie uciec się do amputacji, a jeśli nie zostanie to zrobione na czas, prawdopodobna jest nawet śmierć.
Jednak wszystko dobrze się skończyło. Dzięki staraniom naczelnego lekarza szpitala Giennadija Gawriłowicza udało się wyleczyć bez radykalnej interwencji chirurgicznej, która uczyniłaby go kaleką i na zawsze zablokowałaby drogę na ekran.
Juchtin miał kolejną bardzo niebezpieczną „przygodę” w 1963 roku na planie filmu „Lark”.Podstawą fabuły tego filmu jest wyczyn sowieckiego czołgisty, któremu po schwytaniu udało się wraz z kilkoma innymi towarzyszami nieszczęścia uciec z obozu koncentracyjnego. Do ucieczki bohaterowie filmu wykorzystali czołg T-34, schwytany przez nazistów i zaadaptowany przez nich na poligonie jako cel podczas testowania nowego działa. W rolę jednego ze zbiegłych czołgistów wcielił się G. Yukhtin.
Sam Giennadij Gawriłowicz w wywiadzie bardzo zwięźle opowiedział o tym odcinku:
„...Podczas kręcenia filmu Skowronek prawie straciłem nogę - prawie zostałem przejechany przez czołg. W ostatniej sekundzie udało mi się go wyjąć spod gąsienicy…”
I oto, co później przypomniał reżyser obrazu, Jurij Dżogorow.
Według niego, do kręcenia trafiła prawdziwa „trzydziestka czwórka”, całkiem zdatna do użytku (ta rarytas z czasów wojny trzymał w swojej „farmie” dowódca jednostki pancernej, który kiedyś sam walczył z Niemcami na taka maszyna). W jednym z odcinków, jak wymyślili autorzy filmu, bohater Juchtina, Piotr, ścigany przez nazistów z psami, pada na ziemię z wycieńczenia, a kierowca, który pozostał w czołgu, decyduje by przykryć go zbroją i wciągnąć go do „trzydziestu czterech” przez dolny właz.
W ten sposób należało wykonać prace jubilerskie: mężczyzna miał leżeć na ziemi, a czołg miał się po nim czołgać, „przejeżdżając” między torami.
Juchtin dokładnie przestudiował wymiary czołgu i zgłosił się na ochotnika do samodzielnego wykonania tej sztuczki. Według jego szacunków od wewnętrznych krawędzi torów do ciała leżącego „Piotra” powinno być po 15 centymetrów z każdej strony.
Doświadczony sierżant poborowy siedział za dźwigniami T-34, kilkakrotnie ćwiczyli zderzenie z manekinem i dopiero po upewnieniu się, że nie jest uszkodzony, rozpoczęli filmowanie.
Wszystko poszło „normalnie”. Reżyser obrazu napisał nawet Yukhtinowi nagrodę za jego bohaterski czyn. A wieczorem, kiedy omawiali plany na następny dzień zdjęciowy, Giennadij Gawriłowicz nagle powiedział, że zanim zacznie pracować w kadrze, musi naprawić but, któremu odpadła podeszwa. Ludzie wokół pytali, jak temu artyście udało się zepsuć rekwizyty. Na co Juchtin spokojnie odpowiedział: but gąsienicy został zraniony podczas kręcenia wyczynu kaskaderskiego z przejechanym czołgiem.
Okazuje się, że albo aktor nie obliczył trochę odległości, albo kierowca czołgu stracił kilka centymetrów z prawidłowej trajektorii ruchu. W rezultacie jedna z gąsienic prawie złapała Juchtina leżącego pod dnem zbiornika. Udało mu się cofnąć nogę, ale but był uszkodzony.
W kinematografii Giennadija Gawriłowicza były inne epizody, które były wyraźnie niebezpieczne dla zdrowia.
Sam przyznał w wywiadzie dla gazety Sovershenno Sekretno: „... Kiedyś na planie filmu Burza nad Belaya, dla większej niezawodności, reżyser i operator postanowili zwiększyć moc wybuchów, ale ładunek prochowy był nie obliczone. W rezultacie fala uderzeniowa zwaliła mnie z nóg! Straciłem przytomność i trafiłem do szpitala z wstrząsem mózgu. Dobrze, że wyzdrowiał… A najbardziej obraźliwe jest to, że ten strzał nigdy nie znalazł się w filmie!
Pracując nad słynnym sowieckim filmem akcji The Elusive Avengers, Juchtin przeżył kilka nieprzyjemnych chwil z winy swojego kolegi, słynnego aktora Jefima Kopeliana. W The Elusive... Giennadij Gawriłowicz zagrał epizodyczną rolę batmana Lyuty – wuja Ignata, a Kopelyan pojawił się na obrazie kolorowego atamana Burnasza.
Juchtin wspominał: „... Podczas tych strzelanin zostałem przez pomyłkę „postrzelony” dwa razy. Pamiętaj, moja postać Ignat zostaje zabita, ponieważ tęsknił za uwięzioną „mścicielką” Danką. Ataman Gnat Burnash, grany przez Efima Kopeliana, już mnie postrzelił, dosłownie leżę pod kopytami jego konia. I nagle nad moim uchem rozległ się kolejny strzał - Kopelyan przez przypadek ponownie nacisnął spust Mausera. Z zaskoczenia ja „martwy” zostałem dosłownie wyrzucony nad ziemię – widać to nawet w kadrze.
Zdarzył się też niebezpieczny przypadek w życiu aktora, niezwiązany z samym procesem filmowania. Jednak „Kino Jego Królewskiej Mości” nadal odgrywało tu ważną rolę. Obraz „Wiosna na ulicy Zarechnaya”, w którym zagrał Juchtin, faktycznie uratował go przed śmiercią wiele lat później.
Kiedy aktor miał wypadek - idąc ulicą, został potrącony przez samochód. Kierowca samochodu pomógł poszkodowanemu wstać i zaproponował, że zawiezie go do szpitala. Juchtin odmówił: w tym momencie wydawało się, że czuje się normalnie. Bezpiecznie dochodząc do mieszkania, artysta jakiś czas później nadal czuł się źle. Musiałem wezwać karetkę.
Podczas asystowania lekarze nie stwierdzili u pacjentki żadnych poważnych obrażeń. Nie ukrywali jednak przed artystą, że miał dużo szczęścia: gdyby samochód uderzył mocniej, konsekwencje mogłyby być znacznie bardziej smutne. Wtedy Juchtin przypomniał sobie, że w chwili zderzenia niósł na ramieniu torbę na pasku, w której znajdowało się okrągłe pudełko z filmem z filmu Wiosna na Zarecznej. To właśnie w nim spadł cios Wołgi, więc ten „kruglyash” złagodził uderzenie samochodu i być może w ten sposób uratował mu życie.
bbabo.Net