Bbabo NET

Kultura Wiadomości

Recenzja „Mahaan”: Złamana prezentacja wirtuozerii Vikrama

„Mahaan” to bezczelna wizytówka tamilskiego aktora Vikrama. Gra kochającego alkohol Gandhianina… poczekaj, robi się jeszcze lepiej… kochającego alkohol Gandhianina, którego syn, grany przez (kto jeszcze) prawdziwego syna Vikrama, Dhruv, jest w pogoni za swoim tatą.

Lojalność jest testowana, władza jest wyrywana i nikt nie jest aresztowany. A jednak oczekuje się, że zainwestujemy… Przez prawie trzy godziny. „Mahaan” sprawia, że ​​oglądanie jest żmudne i wyczerpujące. Jego wartości moralne są w dużej mierze związane z dolnymi regionami. Zdolności umysłowe większości postaci wydają się wadliwe, a bohater nazywa się Gandhi Mahaan. To tak, jakby Sunny Deol nazywał siebie Sunny Dhai Kilo Wallah.

Cała rodzina Vikrama wydaje się mieć patologiczną obsesję na punkcie Mahatmy. Przynajmniej tak dowiadujemy się z ich podzielonych rozmów. A jednak Mahaan (naprawdę, ile możemy znieść samouwielbienia?) chce być największym handlarzem alkoholu w Tamil Nadu, podobnym do tego, jakim aspirował Shah Rukh Khan dla Gujarat w Raees.

Mahaan dodaje szczyptę zamierzonej ironii do tego upojonego postępowania, czyniąc bohaterów Vikrama miłośnikiem alkoholu z chipem Gandhaina na ramieniu. Jego żona Simran (w niewdzięcznej, potwornie niedopisanej roli) opuszcza go. Przyjmuje więc Sathyę (Bobby Simha) i jego syna Rocky'ego (Sannatha) jako swoją zastępczą rodzinę.

Przez prawie godzinę filmu trio kręci się dookoła pijąc, śpiewając, tańcząc, zabijając, plądrując. grożenie politykom, aby dostać licencje na alkohol pod stołem. Wydaje się, że po Kurupie i Puszpie Południe przejęło odpowiedzialność za propagowanie szumowinych bohaterów.

Jest polityk, Gnanam (Muthukumar), który zachowuje się tak, jakby wyszedł poza alkohol, do poziomu nadużywania substancji, którego nikt nie może rozbroić. Klaszcze w dłonie, kwiczy i wiwatuje jak małpa w upale. Tak, jest karykaturalnym politykiem, którego wszyscy możemy rozpoznać.

Pomyśl o tym, prawie każda postać w tym okrutnym i brutalnym dramacie jest naćpana nieznanymi substancjami. Vikram tańczy do dziwnych piosenek, alkoholi, wołań o rodzinę, alkoholi, drwin i urągania swojemu politycznemu sojusznikowi, alkoholi… rozumiesz?

Jedynym stałym elementem tego nieobliczalnego, archaicznego i często idiotycznego dramatu jedności jest alkohol. Vikram jako Gandhi Mahaan daje narcystyczne przedstawienie „patrz na mnie”, pełne brio bombasty i oczywiście alkoholu. Jego prawdziwy syn, grający swojego niesfornego syna, jest bez tchu. Bez tchu próbuje nadążyć za Daddykinami, Sunny Boy wygląda na bardziej psychotycznego niż rozwścieczonego.

Atmosfera jest kinetyczna. Ale zysk jest skromny. To film pełen gniewu i urazy. Ale opowiadanie historii nie uzasadnia ilości dźwięku wściekłości na wyświetlaczu. Jestem pewien, że to coś oznacza. Chyba że patrzymy na opróżniony produkt bez apetytu na rozsądek.

„Mahaan” jest transmitowany na Amazon Prime Video.

Recenzja „Mahaan”: Złamana prezentacja wirtuozerii Vikrama