Wujek Eduardo* był pilną postacią mojego dzieciństwa.
Kiedy przyjechałem z wizytą, byłeś malutki. Podnosił mnie z podłogi i klepał mokrymi pocałunkami swoją obfitą, swędzącą czarną brodą i charakterystycznym zapachem fajki. Otarłem policzki, zirytowany i niegrzeczny. Dorośli byli rozbawieni. Wierzę.
Od niego też nauczyłem się jednego z moich ulubionych wyrażeń: idź sadzić kokosy na asfalcie.
Tak czy inaczej. Dla mnie najdzikszym elementem wujka Eduardo był jego akcent: mieszanka portugalskiego portugalskiego i północno-wschodniego. Najfajniejsza rzecz na świecie. Mezzo-portentoso, mezzo-przeciągany sposób mówienia. Bo wujek Eduardo był jednocześnie Portugalczykiem, az Pernambuco – do końca mieszkał w Recife.
Pamiętam, jak ten drogi przyjaciel moich rodziców rozmawiał z Hiszpanem, który mieszkał w SP przez kilka lat.
Nawiasem mówiąc, ilekroć wpadam na tego faceta, rozmowa jest po portugalsku, z „hej”, „fajny młyn”, „możesz uwierzyć”, „pooooouurra”. Myślę, że w tym momencie mówi po portugalsku płynniej niż ja.
Kiedy wspomniałem, że urodziłem się w Pernambuco, wybuchnął śmiechem.
„To cholernie dużo, co?!
[wstaw tu swoją dumną twarz, wstawiając "kurwa"]
Eee. Lubię to. Daleko stąd dla Pernambuco, synu – pomyślałem o odpowiedzi, lekko obrażony.
Wyjaśnił:
— Mój ojciec, Andaluzyjczyk z Granady, jak chciał powiedzieć, że coś jest daleko, to przysyłał „pojechał do Pernambuco i nie wrócił”.
W ten sposób odkryłem, że Pernambuco w hiszpańskiej wyobraźni jest tak odległe jak Cochinchina.
Mówi się, że geneza, a przynajmniej popularyzacja tego wyrażenia, sięga bardzo znanego hiszpańskiego almanachu humoru powstałego w 1958 roku Mortadelo y Filemón (Mort & Phil, lub w Brazylii Mortadelo and Salaminho, wydawanego niemal bez przerwy od 1974 r.), autorstwa urodzonego w Barcelonie Francisco Ibáñeza (który pozostaje niezłomny w wieku 86 lat).
Są jak Asterix czy Tintin z Hiszpanii.
W swoich przygodach dwoje głównych bohaterów, niezdarnych tajnych agentów T.I.A., zawsze opuszczało lub wysyłało kogoś do Pernambuco. Za każdym razem, gdy „postawili łapę” (= srali), co zdarzało się co 2-3 komiksy, nadszedł czas ucieczki do Pernambuco.
Mówi się tu również: „vete Pernambuco”, co jest jak go-plant-kokos-w-asfalcie. W dzisiejszych czasach wyrażenie jest czymś czystym, jak żar, mora, ale wszyscy o tym wiedzą.
No to jest. Moje rodzinne miasto, 6262 km od Madrytu, jest częścią hiszpańskiego panteonu dalekich ziem quasi-chimerycznych (artykuł: ok, ok, ale ten #tejedito, że Rio de Janeiro jest co najmniej 1500 km dalej od Madrytu niż Recife Only sława, sława...).
Zresztą to nie jest kwestia odległości.
Na przykład dla Hiszpanów, mówiących o wszechobecnych obecnie tematach, Ukraina może być również bardzo daleka. Dokładniej, Sewastopol, największe miasto Krymu, strefa wielowiekowych sporów i epicentrum kryzysu, który doprowadził do (spornej) aneksji regionu przez Rosję w 2014 roku.
W Hiszpanii „aquí y en Sewastopol” oznacza: cokolwiek to jest, jest prawdą wszędzie.
W tym przypadku pochodzenie tego wyrażenia sięga nie konfliktu z 2014 roku, ale wojny krymskiej w latach 1853-1856.
Dzięki ówczesnym doniesieniom prasowym nazwa tego strategicznego portu nad Morzem Czarnym, do tej pory stosunkowo mało znana w zachodniej części Zoropy, zagościła w zbiorowej wyobraźni. Sewastopol, 3000 kilometrów stąd.
***
W Recife żeglował wujek Eduardo, jak mój ojciec. Pewnego dnia wypłynął w morze i nie wrócił — nie ze spokojną żywotnością, nie z fajką na końcu wąsów, nie z rozmarzonym spojrzeniem z długimi rzęsami.
Pernambuco, tak daleko i tak w środku. Tęsknię nie wiem za czym.
######
*imię zmieniło się, ponieważ ty
bbabo.Net