Nowe szczegóły stanu wyjątkowego w moskiewskim centrum handlowym „Metropolis” w niedzielny wieczór stały się znane. Przypomnij sobie, że jeden z odwiedzających ukradł produkt ze sklepu kosmetycznego. Kiedy strażnik złapał mężczyznę, wyjął granat i zagroził, że go wysadzi.
Naoczny świadek zdarzenia, który był obok mężczyzny, podał szczegóły.
- Mój przyjaciel i ja poszliśmy do "Złotego Jabłka" kupić kosmetyki. Staliśmy przy kasie. Ten mężczyzna był tuż obok. Stał dokładnie w kolejce. Był ubrany w ciemne ubrania, wszystko co pamiętam.
- Wyróżniał się w jakiś sposób?
- Na zewnątrz wydawał się całkiem zwyczajny, dopóki nie zaczął krzyczeć. I nagle niespodziewanie krzyknął, że ma bombę pod ubraniem. Teraz wysadzi wszystkich w powietrze. Krzyczał też, że ma jeszcze pistolet, zastrzeli wszystkich. Wszyscy w kolejce zaczęli krzyczeć. Ludzie pobiegli do wyjścia. Moja koleżanka i ja tęskniliśmy za sobą - ona biegła w jedną stronę, ja w drugą.
- Przerażony?
- Nie bałam się specjalnie, bardziej martwiłam się, że numer telefonu koleżanki pozostał przy mnie. I musiałem ją jakoś znaleźć w tłumie, żeby oddać telefon. Pobiegłem za tłumem, nie bardzo rozumiałem, gdzie wybiegać. Rozpoczęło się zamieszanie. Po około 20 minutach, jeśli nie mniej, wróciłem do Złotego Jabłka i kupiłem wszystko. Do tego czasu przy kasie stała już przyzwoita kolejka. O ile zrozumiałem, biegł z tłumem w metrze.
bbabo.Net